Dlaczego zostałem zatrzymany i dlaczego władza chce aresztować Leszka Czarneckiego? Oto wyjaśnienie. Gdy zatrzymano mnie 15 października tego roku, wiele osób pytało publicznie, czy ma to związek z posiedzeniem aresztowym w sprawie dr Leszka Czarneckiego, które było zaplanowane na dzień następny. Koincydencja wydawała się oczywista. Pojutrze ponownie odbędzie się posiedzenie sądu, który będzie rozpatrywał wniosek prokuratury o areszt dla Leszka Czarneckiego. Ponieważ decyzją prokuratury zostałem pozbawiony praw wykonywania mojego zawodu, czas na mowę w tej sprawie wygłoszoną publicznie, bez togi, bez sądu, ale przy użyciu tych środków, którymi dysponuję.
Od roku 2015 władzy PiS doskwierał fakt, że jedna z największych firm prywatnych w Polsce, należy do człowieka, który z tą władzą nie miał nic wspólnego. Nie był zaangażowany politycznie, ale jego sympatie i ścieżka życiowa stawiały go w oczywisty sposób w szeregu przeciwników tego rządu. Dlatego też urzędnicy PiS robili wszystko, co możliwe, aby utrudnić życie jego firmom tak, by je przejąć lub podporządkować. Strategia ta zadziałała wobec innych biznesmenów, prowadzących działalność w Polsce, sądzono więc, że zadziała również wobec dr Leszka Czarneckiego.
Później, czyli w roku 2018 zastosowano wobec niego metodę zastraszania z jednoczesną propozycją korupcyjną, polegającą na przyjęciu do władz banku osoby z układu rządzącego, która miała być swoistym nadzorcą. Gdy w listopadzie 2018 roku ujawniono taśmę, na której szef Komisji Nadzoru Finansowego proponuje zatrudnienie swojego człowieka w banku L. Czarneckiego, to uwaga opinii publicznej skupiła się na kwestii ogromnego wynagrodzenia, które miał otrzymywać. Tymczasem istota tej propozycji była inna. 40 milionów miało być tylko miłym prezentem dla zaufanego człowieka PiS. Istotą miało być przejęcie faktycznej kurateli nad majątkiem wartym 6 miliardów złotych. Ofertę złożył człowiek blisko związany z prezesem NBP Adamem Glapińskim i została ona w pewien sposób potwierdzona poprzez wspólną wizytę Leszka Czarneckiego i Marka Ch. u prezesa NBP. Adam Glapiński to od dziesięcioleci najbardziej zaufany człowiek Jarosława Kaczyńskiego od spraw finansów.
Leszek Czarnecki odrzucił propozycję nadzorcy ze strony PiS. I wtedy pisowskie państwo postanowiło pokazać drugą twarz. Zastraszanie. Komisja Nadzoru Finansowego rozpoczęła w Idea Bank S.A. kontrolę pod kątem sprzedawania przez ten bank obligacji GetBack. Obligacje te rzeczywiście ten bank sprzedawał, tak jak wiele innych banków, w tym państwowych je sprzedawało. Ale akurat wbrew woli Leszka Czarneckiego, który na piśmie zakazywał angażowania się w tę sprzedaż. Gdy dowiedział się, że zarząd go nie posłuchał i na dodatek dopuszczał do ewidentnego oszukiwania klientów banku, polecił skierować na nich zawiadomienie do prokuratury. KNF potraktowało te okoliczności jako pretekst do uderzenia w L. Czarneckiego. Kontrole zmierzały w jednym kierunku – zagrozić pozycji właściciela banku i przejąć władzę na jego obydwoma bankami oraz jego innymi instytucjami finansowymi.
Już we wrześniu 2018 Jarosław Kaczyński pisemnie zlecił prokuraturze przeprowadzenie sprawy wobec Leszka Czarneckiego. Był to dla prokuratury sygnał, że głównym winowajcą w aferze GetBack, którym kierował blisko związany z PiS Konrad Kąkolewski, ma być właśnie Leszek Czarnecki. Na jesieni 2018 roku instytucje państwa szykowały się do przejęcia banków Leszka Czarneckiego (Getin Noble Bank oraz Idea Bank – przyp.red.), najprawdopodobniej na rzecz prywatnego banku, z którym zawarto porozumienie – ten sam prawnik, którego nie zatrudnił L. Czarnecki, wszedł do rady nadzorczej tego banku. A ponieważ ten mały bank miał trudności finansowe, to, aby umożliwić przejęcie dużych banków Leszka Czarneckiego przez mały bank z kłopotami, zmieniono przepisy prawa. Ustawę przegłosowano zaledwie w kilka dni w listopadzie 2018 roku, na wniosek posłów PiS blisko związanych z Jarosławem Kaczyńskim.
Warto tu wspomnieć na marginesie, że w czasie przygotowań do przejęcia banków Czarneckiego, Kaczyński zrezygnował ze współpracy z bankiem PKO SA, który obiecał kredyt na budowę dwóch wież. Ta rezygnacja doprowadziła go do konfliktu z Geraldem Birgfellnerem i wybuchu późniejszej afery z jego nagraniami. W nagranej rozmowie z 2 sierpnia 2018 roku Kaczyński oświadcza, że nie chce budować dwóch wież za pieniądze z kredytu z PK0 SA, o co wcześniej sam zabiegał.
Operację wobec Leszka Czarneckiego uniemożliwił fakt ujawnienia taśmy z nagraniem rozmowy z Markiem Ch. W takich okolicznościach – zwalenie winy za aferę GetBack na Czarneckiego i przejęcie jego banków – stało się niemożliwe. Sprawę zawiadomień, które złożyłem wówczas wobec szeregu osób, które chciały skorumpować Leszka Czarneckiego i zmierzały do kradzieży jego banku de facto skręcono. B. szefowi KNF-u nie postawiono nawet zarzutów korupcyjnych tylko zarzut przekroczenia uprawnień. Drugim zawiadomieniem o tzw. „planie Zdzisława”, który ujawnił Marek Ch. w nagranej rozmowie, gdzie szef KNF opowiedział o zamiarze przejęcia banku za złotówkę, nikt się w prokuraturze nie zajął.
Minął rok, w którym ludzie zapomnieli o sprawie afery KNF. Tymczasem KNF nie zapomniał o Czarneckim. Działania i decyzje organów nadzoru coraz bardziej utrudniały funkcjonowania jego banków. PiS jednak nie podejmował żadnych stanowczych działań. Czas wyborów parlamentarnych i prezydenckich temu nie sprzyjał. Gdy skończyły się wybory, postanowiono przedłożyć Czarneckiemu ostateczną propozycję. Albo zgodzi się wreszcie na nadzorcę z PiS w swoich bankach i jego majątek „będzie grać w drużynie” PiS, albo władza się z nim ostatecznie rozprawi.
Latem tego roku podczas spotkania poza granicami Polski doszło do złożenia oferty przyjęcia do pracy do banków Czarneckiego (w charakterze doradcy lub członka rady nadzorczej) pana Michała Krupińskiego – wieloletniego prezesa Pekao S.A. – osoby blisko związanej z obecną władzą. Ofertę złożył b. polityk PiS, utrzymujący bliskie relacje osobiste z prezesem Rady Ministrów Mateuszem Morawieckim. Towarzyszyła mu inna osoba blisko powiązana z PiS. To była już kolejna oferta. Bo dwa miesiące wcześniej Czarneckiemu przedstawiono koncepcję udziału w projekcie wykupienia stacji TVN24. Władza uznała, że Czarnecki jest osobą, która mogłaby być zaakceptowana przez akcjonariuszy TVN, gdyby zdecydowali się na sprzedaż swojego kanału informacyjnego. Koncepcję tę przedstawiono przed wyborami prezydenckimi. Twierdzono, że pomysł przejęcia stacji TVN24 został ustalony z premierem Mateuszem Morawieckim podczas jego prywatnego spotkania z osobą, która później przedstawiła ofertę Czarneckiemu. Po ewentualnym przejęciu stacji proponowano dostarczanie reklam ze spółek skarbu państwa, a po pewnym czasie wykup stacji przez spółki Skarbu Państwa za kwotę wielokrotnie wyższą od ceny zakupu. Leszek Czarnecki oferty nie przyjął.
Kilka tygodni później BFG zablokował transakcje , które pozwalały odbudować kapitał w Idea Banku, a KNF odrzucił plan naprawy banku. Następnie prokuratura złożyła wniosek o areszt dla Czarneckiego, nawet nie próbując go przesłuchać.
Gdy pod koniec września br. spotkałem się w Warszawie z drugim obrońcą Leszka Czarneckiego mec. Jackiem Dubois, omawiałem z nim koncepcję przedstawienia na posiedzeniu aresztowym, dotyczącym L. Czarneckiego, dowodów na złożoną ofertę korupcyjną. Uważam, chociaż nie mam na to dowodów, że nasza rozmowa została podsłuchana. Być może też podsłuchiwano moje rozmowy z L. Czarneckim prowadzone poza Polską. Stąd władza dowiedziała się o tym, co chcemy przedstawić na rozprawie 16.10.2020 roku. Kilka dni później pod jakimś kompletnie absurdalnym pretekstem, postanowiono postawić mi zarzuty.
Postanowienie wydano 8.10.2020, ale ponieważ, przygotowując sprawę, przebywałem poza Polską, uchylono to postanowienie i ostatecznie wydano drugie 13.10.2020 roku, które zrealizowano zaraz po moim przylocie do Polski w dniu 15.10. 2020. Centralne Biuro Antykorupcyjne dokonało przeszukania mojego domu, domu letniskowego mojej żony we Włoszech, oraz mojej rewizji osobistej, szukając tak naprawdę jednej rzeczy – nośników nagrań. Gdy kazano mi się rozebrać, aby przeszukać moje ubranie, zapytałem agentów CBA, czy sądzą, że adwokaci noszą przy sobie dokumenty, dotyczące skomplikowanych spraw cywilnych swoich klientów, które prowadzili 10 lat temu. Odpowiedziało mi milczenie. Nie szukano w moim domu żadnych dokumentów. Szukano wyłącznie taśm. Oczywiście niczego nie znaleziono. Na marginesie chciałbym zauważyć, że przypuszczenia CBA, że takie dowody mógłbym trzymać przy sobie, po prostu mi uwłaczają.
Dowody na złożenie tej największej w moim przekonaniu oferty korupcyjnej w historii Polski mogą zostać przedstawione wyłącznie niezależnej Komisji Śledczej. Mój Mocodawca, dr Leszek Czarnecki, upoważnił mnie do oświadczenia, że z obecną prokuraturą, po doświadczeniach z roku 2018 nie zamierza współpracować w sprawie wyjaśniania przedstawionej tutaj afery.
Apeluję więc do wszystkich sił opozycyjnych oraz do pana wicepremiera Jarosława Gowina, który według mojej wiedzy nie ma nic wspólnego z tą sprawą, o powołanie przez Sejm RP niezależnej Komisji Śledczej, złożonej w większości z posłów opozycji. Takiej Komisji Śledczej jesteśmy gotowi przedstawić dowody złożonej oferty, przedstawić nazwiska osób ją przedkładających, podać wszystkie okoliczności proponowanej transakcji.
Działania podjęte przez instytucje państwa w tej sprawie noszą znamiona tak licznych przestępstw, zaczynając od korupcji, a kończąc na nielegalnym pozbawieniu wolności, że ich wymienianie zajęłoby pół strony tekstu.
Myślę, że wszyscy ludzie uczciwi w Polsce powinni być zainteresowani wyjaśnieniem tej sprawy. I dlatego wierzę, że również w Sejmie RP znajdzie się większość dla powołania jedynego organu państwa, który może tę sprawę wyjaśnić, czyli Komisji Śledczej ds. afery rządu Mateusza Morawieckiego.
I już na koniec. Kilka lat temu rząd Chorwacji próbował przejąć firmę jednego z największych przedsiębiorców w tym kraju, który zatrudniał ponad 60 tysięcy osób. Gdy się to nie udało, biznesmena i jego rodzinę oskarżono o działanie na szkodę własnej spółki (taki sam zarzut dostał Leszek Czarnecki). Wczoraj były premier Chorwacji Ivo S. za korupcję i udział w nielegalnej próbie przejęcia tej firmy został skazany przez Sąd Najwyższy tego kraju na 9 lat pozbawienia wolności.
W sprawie opisanej przeze mnie afery będziemy się domagać podobnych kar.
Roman Giertych