Bez zmian z chodzeniem do kościoła, ale lepiej z modlitwą. Prawie połowa Polaków robi to codziennie

CBOS zmierzył w 2018 roku religijność Polaków. Oto wyniki

Centrum Badania Opinii Społecznych opublikowało nowy raport z badań dotyczących religijności Polaków. Okazuje się, że mimo wielu rewolucyjnych przemian obyczajowych, polski katolicyzm trzyma się swych podstaw. Swoją przynależność do Kościoła Katolickiego zadeklarowało 91,9% mieszkańców Polski w wieku 16 lat i więcej. Oprócz nich, swoje wyznanie ujawnili także członkowie innych wyznań – łącznie 1,7% mieszkańców naszego kraju.

Prawie 81% badanych uznało się za „osoby wierzące” a 3% za niewierzące w ogóle w Boga. Trzeba też zwrócić uwagę na wcale niemały odsetek osób, które odmówiły odpowiedzi na pytanie o wiarę – 3,4%. Kolejną grupę tworzą osoby niezdecydowane, ale przywiązane do tradycji religijnej lub poszukujące (11%). Osoby obojętne wobec wiary stanowią niecałe 6%.

Z kolei 70% Polaków deklaruje, że modli się raz w tygodniu lub częściej. Natomiast 42% mieszkańców Polski w wieku 16 lat i więcej stwierdziło, że modli się prawie codziennie lub częściej (np. kilka razy w ciągu dnia).

Także uczestnictwo w Mszach św. pozostaje na podobnym poziomie – połowa mieszkańców Polski w wieku 16 lat i więcej uczestniczy w nich co najmniej raz w tygodniu, z czego niespełna 4% „chodzi do kościoła” codziennie lub częściej niż raz w tygodniu.Częstotliwość uczestnictwa w praktykach religijnych różni się w zależności od wieku. Najrzadziej uczestniczą w nich osoby w wieku 25-34 lata. Oznacza to zatem, że grupą najmniej pobożną przestała być w badaniach grupa najniższa wiekowo (18-24 lata).

Badacze podsumowują, iż pomiędzy 2015 a 2018 rokiem nie nastąpiły znaczące zmiany w strukturze wyznaniowej w Polsce, chociaż odnotowano niewielki (o prawie 1 pkt. proc.) spadek odsetka osób należących do Kościoła Katolickiego.

Źródło: eKAI, CBOS

Mateusz Morawiecki premierem, czyli nowe otwarcie „dobrej zmiany”

Morawiecki premierem

Rzecz, którą jeszcze na przełomie listopada i grudnia 2017 roku wielu komentatorów oceniało jako nierealną lub niepotrzebną, przeszła do sfery faktów. Pomimo wielkiego poparcia społecznego i w szczytowej fazie wyników sondaży, z funkcji premiera odwołana została Beata Szydło. Trudno o osobie byłej już pani premier mówić, że zdecydowanie i samodzielnie rządziła krajem w oparciu o swoje tylko przekonania i własny katolicki kręgosłup. Wyrazem tego braku zdecydowania i samodzielności pozostanie z pewnością pamiętne głosowanie i jej późniejsze wystąpienie w Sejmie w trakcie debaty nad projektem ustawy całkowicie eliminującym z polskiego prawa tak zwane wyjątki aborcyjne. Continue reading

Katolicy muszą walczyć z bluźnierstwami!

Polskę zalewa fala bluźnierstw. Pan Bóg jest obrażany na każdym kroku – w telewizji, kinie i teatrze. Bluźnierców nie deprymuje fakt, że w naszym kraju ludzie wierzący stanowią większość. Często rozzuchwala ich milczenie.

 

Naszym obowiązkiem jest walka z działaniami obrażającymi Pana Boga. Musimy walczyć poprzez modlitwę, post, ale także protesty oraz interwencje u polityków i organizatorów skandalicznych wydarzeń „kulturalnych”.

 

Doskonale pamiętamy sprawę spektaklu „Klątwa” w warszawskim Teatrze Powszechnym. Wystawiono tam „sztukę” obrażającą Pana Jezusa oraz świętego Jana Pawła II, a także kpiącą z tragicznie zmarłego prezydenta Polski Lecha Kaczyńskiego.

 

Sprawa „Klątwy” – chociaż spektakl nie został zdjęty z afiszu – pokazała, jak katolicy powinni się mobilizować. Pod Teatrem Powszechnym protestowało wielu ludzi, zaś w serwisie protestuj.pl Instytut Ks. Piotra Skargi zebrał ponad 50 tys. podpisów pod apelem o wycofanie ze sceny spektaklu. Tak należy działać!

Natalia Leśniak: Aborcja w obronie śmierci. Dlaczego nie zostanę obiektywistką, czyli obiektywizm a aborcja – część 2

4. Zarodek/płód, mimo że jest człowiekiem i posiada naturę istoty rozumnej, nadal nie jest osobą i nie ma praw, ponieważ nie jest w stanie przeżyć poza organizmem matki, jest od niej fizjologicznie i fizycznie zależny.

Już na pierwszy rzut oka widać, że argumentujący w ten sposób nie mogą dopuszczać legalności aborcji przez cały okres trwania ciąży. Najmłodsze znane przypadki uratowanych wcześniaków to James Elgin Gill urodzony w 21 tygodniu i 5 dniu ciąży, w Kanadzie, oraz dziewczynka Amillia Taylor urodzona w 21 tygodniu i 6 dniu ciąży, na Florydzie. Lekarze nie mieli nawet obowiązku jej ratować, natomiast aborcja dziecka w tym wieku jest w tym stanie legalna. Dzieci urodzone w 24 tygodniu ciąży mają już 50 proc. szans na przeżycie. Oczywiste jest zatem, że wg tego kryterium są już osobami i mają prawo do życia.

Czy jednak taka dodatkowa przeszkoda na drodze do uzyskania praw przez ludzi mających naturę rozumnej istoty (w tym samym stopniu co małe dzieci) może być w ogóle uznana za poprawną? Cały argument z tego punktu sprowadza się przecież do stwierdzenia, że zarodek czy płód nie może przeżyć samodzielnie, jest to więc w zasadzie ten sam argument co w punkcie drugim (nie jest osobą, bo nie jest w stanie przeżyć przy pomocy rozumu). Rozum jest jedynym narzędziem przetrwania człowieka i człowiek jeszcze go nieposiadający nie jest w stanie przeżyć samodzielnie. Tym, którzy się nie zgadzają, że te dwa argumenty są w zasadzie tym samym („bo przecież płód jest zależny FIZJOLOGICZNIE, a noworodka da się karmić z butelki, sztucznym mlekiem!?), polecam przypomnieć sobie, jak mocno podkreślali wcześniej (punkt 1 i 2), że osoby ludzkiej nie można definiować na gruncie nauk biologicznych, lecz jedynie filozofii prawa i w odniesieniu do jej natury racjonalnej istoty.

Na tym etapie dyskusji pada często stwierdzenie, że zarodek/płód nie jest osobny (nie jest osobą), ponieważ tylko matka może utrzymać go przy życiu. Obowiązek opieki nad noworodkiem natomiast może zostać komuś przekazany, a on sam jest rzekomo samodzielnym, samopodtrzymującym się bytem (spróbujcie zostawić noworodka na parę dni samego). Wyobraźmy sobie zatem inną sytuację, w której życie jednego człowieka staje się w zupełności uzależnione od udzielenia mu pomocy przez inną osobę. Niech będzie to przykład, w którym jedna osoba topi się w jeziorze, a druga jest jedynym świadkiem tego zdarzenia. Być może obiektywiści powiedzieliby, że obserwujący nie ma moralnego obowiązku pomóc tonącemu, jeżeli nie odczuwa takiej egoistycznej potrzeby, nawet jeżeli mógłby to zrobić nie ryzykując w żaden sposób swoim zdrowiem i życiem. Czy jednak znaczyłoby to, że tonący przestaje być w tym momencie osobą, a obserwator ma moralne prawo dopomóc mu w utonięciu, na przykład do niego strzelając? Bo do tego właśnie można porównać aborcję chirurgiczną, przebiegającą z naruszeniem tkanek dziecka (błony płodowe i łożysko to też jego tkanki).

Zwolennicy aborcji czasami zauważają słusznie, że żaden człowiek nie jest prawnie ani moralnie zobowiązany do oddawania swoich narządów drugiej osobie, nawet jeżeli nie przeżyje ona bez jego nerki, szpiku, fragmentu wątroby czy zwykłej porcji krwi (chodzi o przeszczep od żywego dawcy). Następnie stwierdzają, że analogicznie: matka nie ma obowiązku pozwalać dziecku korzystać ze swojej macicy, czyli ma prawo do aborcji. To fałszywa analogia. Matka oczywiście ma prawo nie dopuszczać do tego, żeby ktokolwiek korzystał z jej macicy, temu celowi służy antykoncepcja, również postkoitalna, czy też spirala wewnątrzmaciczna uniemożliwiająca zagnieżdżenie się zarodka. Aborcja jednak jest tym samym, czym byłaby próba odzyskania od osoby, której już udzieliło się przeszczepu, zwrotu swojego narządu. Aborcja zarodka czy płodu, zwłaszcza takiego, który nie powstał w wyniku „wpadki?, lecz na przykład podczas seksu bez zabezpieczenia, czy też aborcja będąca następstwem zmiany decyzji matki, która – będąc już w ciąży – stwierdziła, że jednak nie pragnie dziecka, jest analogiczna do sytuacji, w której ktoś oddaje nerkę, a następnie się rozmyśla i przemocą wydziera należący uprzednio do niego narząd z ciała biorcy, doprowadzając do jego śmierci.

5. Zarodek/płód, mimo że jest człowiekiem i posiada naturę istoty rozumnej, nie może mieć praw, ponieważ narusza prawa kobiety. Obiektywne prawa nie stoją ze sobą w sprzeczności.

Prawo do życia nie jest prawem pozytywnym. Nie oznacza, że człowiek ma być utrzymywany przy życiu kosztem innej osoby, lecz jedynie, że człowiek nie może zostać zabity przez drugą osobę, że ciągłość jego tkanek nie może zostać naruszona przemocą. Nie musimy dzielić się jedzeniem z sąsiadem, ale jego prawo do życia powstrzymuje nas przed wystrzeleniem do niego z broni palnej czy przebicia jego skóry nożem. Z prawa do życia wynika prawo własności, które oznacza, że nikt nie może przeszkadzać człowiekowi w samodzielnym utrzymywaniu się przy życiu, czyli nie może odbierać mu dóbr, które on sam w tym celu wypracował.

W jakim sensie płód może zatem, zdaniem obiektywistów, naruszyć prawo do życia matki? Płód ani jej nie zabija (w przypadku zagrożenia życia matki aborcja jest oczywiście moralna), ani nie zakazuje jej pracować i nie odbiera wypracowanej własności. Życie matki i jej własność nadal jest chroniona przed agresją ze strony innych. Ciało matki rzecz jasna przekazuje dziecku składniki odżywcze, ale trudno nazwać proces fizjologiczny czy jakikolwiek inny proces wynikający z zasad fizyki łamaniem praw jednostkowych. Również pojawienie się, a potem przebywanie płodu wewnątrz ciała matki jest wynikiem fizjologicznego procesu zapłodnienia. Grawitacja nie łamie praw osoby otyłej. Dziecko pojawiając się w macicy nie łamie praw matki. Łamanie praw może być wyłącznie efektem działania człowieka, dojrzałego na tyle, by brać odpowiedzialność za konsekwencje swoich czynów.. Czy małe dziecko, które uderzy swoją matkę, ponieważ nie kontroluje jeszcze w pełni swojego zachowania, łamie jej prawo do życia? Czy wobec tego samo nie ma ono prawa do życia, a matka ma prawo je zabić?

O dziwo, wg obiektywistów prawo do życia dziecka po urodzeniu nie koliduje już z prawem do życia jego rodziców. Może ono uderzyć rodzica (nie grozi mu za to odebranie prawa do życia), a na dodatek rodzice muszą (w przeciwieństwie do kobiety w ciąży) ponosić faktyczne wydatki oraz poświęcać swój czas, aby utrzymać je przy życiu. W tym miejscu najwyraźniej widać, jak bardzo arbitralne i bezzasadne jest ustalenie momentu przyznawania praw jednostkowych na moment porodu. Znowu mamy dwa logiczne wyjścia z sytuacji. Pierwsze to uznać, że prawo do życia zarówno dzieci, jak i płodów oraz zarodków koliduje jednak z prawem do życia rodziców – i odebrać prawa wszystkim dzieciom. Drugie wyjście to przyjrzeć się bliżej relacji pomiędzy rodzicami a dziećmi i wyciągnąć racjonalne wnioski:

Czym jest rodzicielstwo? Czy jest to altruistyczne poświęcanie swojego czasu, pieniędzy, spokoju na rzecz nieinteligentnego, niewdzięcznego, rozwrzeszczanego bachora? Nie, rodzicielstwo jest rodzajem inwestycji. Dla rodzica wartością jest obserwowanie rozwoju swojego dziecka, jego postępów, rodzic jest szczęśliwy, kiedy widzi, że dziecko darzy go miłością. Wreszcie: rodzic może mieć nadzieję na to, że dziecko będzie dla niego oparciem na starość, że zechce się odwdzięczyć za opiekę i wychowanie, którym obdarzył go niegdyś rodzic, umożliwiając mu osiągnięcie samodzielności (to są wartości, które otrzymuje dziecko od rodzica). Relacja między dzieckiem a rodzicem jest zatem podejmowana z tego samego powodu (i jest tak samo obustronnie korzystna), co każda wymiana handlowa. Zerwanie umowy handlowej po tym, gdy tylko jedna strona wypełniła swoje zobowiązania, jest oszustwem i jest słusznie zabronione przez prawo. Oszustwem jest też odebranie dziecku życia po tym, gdy już wypełniło swoje zobowiązanie: wyłoniło się z niebytu i rozpoczęło swój rozwój, zaczęło żyć. Ktokolwiek uważa, że nie można porównać sytuacji, w której jedna osoba nie zdaje sobie sprawy z tego, że jest stroną kontraktu, do innych umów – musi zaprzeczyć jakiemukolwiek obowiązkowi opieki nad dziećmi, ponieważ one też nie zdają sobie sprawy, że wymieniają się wartościami z rodzicem. Jedyną możliwością zaistnienia jakiegokolwiek zobowiązania jednej osoby wobec drugiej jest zawarcie między tymi osobami umowy związanej z wymianą wartości za wartość.

Po powołaniu do życia nowego człowieka nadchodzi dla rodzica czas na wypełnienie jego części tego niepisanego kontraktu – to znaczy: umożliwienie nowemu człowiekowi przeżycia i osiągnięcia samodzielności. Jedyną opcją wycofania się z umowy z potomkiem jest „wypłacenie mu odszkodowania?, czyli umożliwienie mu przeżycia w rodzinie zastępczej. A co w przypadku, gdy kontrakt został zawarty przez kogoś, kto nie zdaje sobie sprawy ze wszystkich jego konsekwencji? To samo, co w sytuacji, gdy klient kupuje produkt całkowicie dla niego bezużyteczny w wyniku swojej bezmyślności: nie unieważnia to wymiany zawartej za zgodą obydwu stron. Roztrzepany klient może co najwyżej wyciągnąć wnioski na przyszłość i wydawać odtąd pieniądze mądrzej. Rzeczywistość bywa okrutna dla człowieka, który nie korzysta ze swojego rozumu. Potrafi go ukarać za każdy nieprzemyślany ruch. Jeżeli para decyduje się na seks i nie zamierza przy tym spłodzić potomka, to powinna zastosować szczególne środki ostrożności, dające pewność, że kobieta nie zajdzie w ciążę. Jest to w stu procentach możliwe, gdy ma się odrobinę wiedzy i łączy odpowiednie metody antykoncepcji, w ostateczności korzystając z antykoncepcji awaryjnej. Jeżeli ktoś nie ufa swoim umiejętnościom w tym zakresie, w celu uniknięcia niechcianej ciąży może zachować abstynencję. Zawsze, gdy dochodzi do nieplanowanego zapłodnienia (z wyjątkiem gwałtu), to rodzice, nie dziecko, są zatem winni zaniedbania. Nie mają oni prawa do odszkodowania kosztem dziecka tylko dlatego, że nie są do końca pogodzeni z rzeczywistością, tzn. z faktem, że z połączenia komórki i plemnika powstaje nowy, żyjący człowiek. To nie oni są ofiarami takiego stanu rzeczywistości, prawdziwą ofiarą może być tylko niewinne dziecko, jeżeli zostanie uśmiercone, poświęcone na ołtarzu nieracjonalności swoich rodziców.

Na tym etapie dyskusji obiektywiści zazwyczaj stwierdzają, że rzeczywiście: to nie rozwijający się płód czy zarodek łamie prawa matki (co sprawia, że argument wyszczególniony na początku tego punktu staje się bezsensowny), lecz łamie je rząd wprowadzający zakaz aborcji, czyniąc z kobiety tak zwaną „maciorę rozpłodową”. Ta analogia oczywiście również jest nieprawdziwa, ponieważ człowiek nie ma prawnego (ani moralnego) obowiązku rozmnażania się. Zajście w ciążę jest skutkiem dobrowolnego i świadomego działania kobiety (o ile nie została ona zgwałcona), która wie o możliwych następstwach współżycia.

Przyjrzyjmy się teraz bliżej owemu zakazowi aborcji, który jest obecny chociażby w naszym kraju, a w wielu innych krajach obowiązuje od pewnego etapu ciąży. Zakaz aborcji nie oznacza, że kobieta w ciąży ma choćby odrobinę mniejszą swobodę działania niż w kraju bez takiego zakazu. Kobieta w kraju, w którym aborcja jest zakazana, może – będąc w ciąży – uczynić ze SWOIM ciałem dokładnie każdą rzecz, którą mogą uczynić ze sobą ludzie niebędący w ciąży. Może wykonywać dowolną aktywność fizyczną (nawet skoczyć na bungee), może kupować i spożywać alkohol, może palić papierosy, może też zażyć tabletkę wywołującą poronienie – i mimo że jest to, jak wykazałam wyżej, niemoralne, bo wiąże się z negowaniem rzeczywistości, to jednak nie grozi jej za to absolutnie żadna kara.

Żaden rząd nie jest wszechwiedzący ani wszechmogący i nie mógłby sprawiedliwie wyrokować w sprawie tego, czy dane poronienie było naturalną śmiercią zarodka czy zostało wywołane sztucznie, i czy kobieta wiedziała w ogóle o tym, że jest w ciąży. Rząd obiektywistyczny nie zajmowałby się też oczywiście wydawaniem recept na leki, więc środki poronne, które mają w medycynie też inne zastosowania niż tylko aborcja, np. w reumatoidalnym zapaleniu stawów, byłyby dostępne w aptekach bez recepty (chyba że rynek wypracowałby system recept mimo braku państwowego nakazu). W wypadku aborcji farmakologicznej może być stosowany jedynie ostracyzm wobec osoby, która pochwali się tym, że się jej dopuściła.

Zakaz aborcji w krajach, w których obowiązuje, oznacza jedynie tyle, że lekarz czy inna osoba zamierzająca przeprowadzić zabieg aborcji chirurgicznej (obojętnie czy jest mężczyzną czy kobietą, czy jest w ciąży czy nie) nie ma prawa naruszyć integralności ciała płodu lub zarodka w celu uśmiercenia go, a jeżeli to zrobi, zostaje ukarany. Taki zakaz, w przeciwieństwie do prób zabronienia aborcji farmakologicznej, nie jest martwym zapisem i skutecznie ogranicza liczbę aborcji, zwłaszcza późnych. Lekarze na ogół mają lepsze zajęcia niż wykonywanie czynów zabronionych i ryzykowanie przy tym karierą. Lekarz może wykonać dowolny zabieg na organizmie ciężarnej kobiety, oczywiście za jej zgodą, lecz nie ma prawa do przerwania ciągłości tkanek zarodka/płodu, do których zalicza się również pępowina, błony płodowe i łożysko. Nie da się eksmitować płodu z macicy, nie naruszając tych struktur.

Nie ma czegoś takiego jak prawo lekarza do odebrania życia jednemu człowiekowi w celu zwiększenia wygody drugiego człowieka i do zarabiania na takim procederze. Nie ma też czegoś takiego jak prawo kobiety do wygody kosztem życia drugiej osoby. Zakaz aborcji nie narusza żadnego jednostkowego prawa.

6. The question of abortion involves much more than the termination of a pregnancy: it is a question of the entire life of the parents. As I have said before, parenthood is an enormous responsibility; it is an impossible responsibility for young people who are ambitious and struggling, but poor; particularly if they are intelligent and conscientious enough not to abandon their child on a doorstep nor to surrender it to adoption. For such young people, pregnancy is a death sentence: parenthood would force them to give up their future, and condemn them to a life of hopeless drudgery, of slavery to a child’s physical and financial needs. The situation of an unwed mother, abandoned by her lover, is even worse. The Age of Mediocrity, „The Objectivist Forum?, June 1981, 3.

Oto najbardziej sprzeczna z duchem obiektywizmu wypowiedź Ayn Rand, na jaką miałam nieszczęście się natknąć, oraz dowód na to, że – mimo całego swojego uwielbienia dla rozumu i pogardy dla kierowania się emocjami – autorka swoje stanowisko w sprawie aborcji opierała w głównej mierze na emocjach, a nie na logicznym rozumowaniu. Po pierwsze stwierdza ona tutaj, że inteligentna i odpowiedzialna osoba powinna raczej zabić swoje dziecko niż oddać je do adopcji. Zdaniem Rand brak złego samopoczucia u osoby, która oddała dziecko do adopcji i może się potem o nie martwić (bo przecież sytuacja, w której przekształciło się swoje dziecko w odpad medyczny nie wywołuje złego samopoczucia…), jest warty więcej niż całe życie tego dziecka wraz ze szczęściem wszystkich osób, które je kiedykolwiek pokochają (począwszy od rodziców zastępczych, a kończąc na jego własnych dzieciach). W dodatku zdaje się ona wierzyć w determinizm społeczny: stwierdza, że ambitni młodzi rodzice nie będą mogli nigdy rozwinąć swojej kariery ani nawet wyrwać się z ubóstwa. Oczywiście nie przedstawia żadnych dowodów na poparcie tej wątpliwej tezy, ale biorąc pod uwagę, z iloma przeciwnościami mierzyli się chociażby bohaterowie jej powieści, trudno sobie wyobrazić, aby faktycznemu Atlasowi, człowiekowi ambitnemu, o nieprzeciętnych umiejętnościach i inteligencji, rodzicielstwo mogło jakkolwiek przeszkodzić w osiągnięciu celów – czy nawet że mogłaby mu się zdarzyć tzw. wpadka. Aborcja jest niestety, o czym już wspomniałam, niezasłużonym odszkodowaniem dla osoby nieracjonalnej za jej własną głupotę, wypłacanym kosztem życia niewinnej ludzkiej istoty. Porównywanie ciąży i wychowania dziecka, które ze względu na możliwość oddania do adopcji jest opcjonalne, do wyroku śmierci – jest już całkowitym „odlotem? w wykonaniu Ayn Rand lub też celowym zabiegiem manipulacyjnym, graniem na emocjach. Jest to zdanie niegodne racjonalnej, wolnościowej myślicielki, zbliżające ją do skrajnie lewicowych, rozhisteryzowanych, bezrozumnych feministek.

Na sam koniec nadmienię, że aborcyjni obiektywiści w swojej krótkowzroczności przypominają mi niekiedy niezorientowanych w prawach ekonomii etatystów, którzy zauważają to, „co widać?, a nie dostrzegają, „czego nie widać?, czyli wszystkich dóbr, które nie mogły powstać z powodu ingerencji rządu w gospodarkę. Podobnie obiektywiści w sprawie aborcji: cieszą się z wygody, którą zyskały rzesze kobiet uwolnionych od noszenia przez kilka miesięcy „ciężaru?, a nie dostrzegają potencjału dziesiątek milionów umysłów, które są bezpowrotnie unicestwiane każdego roku. Stratę tych rzesz ludzi można sobie mocniej uświadomić, kiedy spojrzy się i posłucha osób, które przeżyły własną aborcję, np. Giannę Jessen czy też, najprawdopodobniej, Bruce’a Dickinsona (fani heavy metalu powinni to sobie uświadomić bardzo wyraźnie). Wiadomo, że ponadprzeciętny umysł, który może pchnąć ludzkość na nowe tory, nie pojawia się na świecie codziennie. Aborcje drastycznie zmniejszają szansę na jego zaistnienie. Ilu Einsteinów już wyskrobano? Jak wyglądałby świat dzisiaj, gdyby pozwolono im żyć? Jak wyglądałby obiektywizm, gdyby wyskrobano Ayn Rand?

Natalia Leśniak

obiektywizm.pl

Natalia Leśniak: Aborcja w obronie śmierci. Dlaczego nie zostanę obiektywistką, czyli obiektywizm a aborcja – część 1

Kwestia aborcji dzieli wiele środowisk wolnościowych i jest przedmiotem sporu również wśród osób sympatyzujących z myślą Ayn Rand. W poniższym artykule postaram się udowodnić, że pogląd Ayn Rand na aborcję, a także dominujące wśród obiektywistów stanowisko w tej sprawie (kobieta ma prawo do przerwania ciąży przez cały okres jej trwania), stoi w sprzeczności z założeniami obiektywizmu oraz teorią praw Ayn Rand.

Prawa są to naukowe, moralne zasady, gwarantujące swobodę działania w kontekście społecznym. Źródłem prawa do życia osoby ludzkiej jest jej natura jako racjonalnej istoty. Prawa są warunkami niezbędnymi dla osoby, by żyła jako racjonalna istota (człowiek) w społeczeństwie ludzkim. (Ayn Rand, Prawa człowieka w: Kapitalizm: Nieznany Ideał)

Zdaniem obiektywistów prawo do aborcji jest niezbywalnym prawem kobiety, a aborcja nie jest morderstwem, ponieważ zarodek/płód nie ma żadnych praw. W tym artykule będę odpowiadała na wszystkie broniące powyższej tezy argumenty, z którymi zdarzyło mi się do tej pory zetknąć: podczas rozmów z osobami określającymi się jako obiektywiści, podczas lektury artykułów na stronach o obiektywizmie oraz w wypowiedziach i dziełach Ayn Rand. Będę je w dalszej części wymieniać i obalać w takiej kolejności, w jakiej zazwyczaj padają w dyskusji.

1. Zarodek/płód nie ma praw, ponieważ nie jest człowiekiem, a zaledwie ludzką tkanką/zlepkiem komórek.

Zarodek (embrion) to pojęcie biologiczne, oznaczające organizm żywy znajdujący się na pewnym etapie ontogenezy (rozwoju osobniczego, czyli życia organizmu). Stadium zarodkowe to pierwszy etap życia każdego zwierzęcia oraz większości roślin. Rozpoczyna się zapłodnieniem (czasem za jego początek podaje się pierwszy podział zygoty) i, w zależności od przynależności gatunkowej organizmu, trwa przez określony czas. Zarodek ludzki to człowiek – osobnik gatunku Homo sapiens – do ósmego tygodnia od poczęcia. W dziewiątym tygodniu morfogeneza, czyli formowanie się wszystkich narządów człowieka, jest już zakończona – i rozpoczyna się okres płodowy polegający na doskonaleniu funkcji organów i wzroście całego ciała. Trwa do 38-42 tygodnia (czyli do narodzin). Następne szczeble ontogenezy człowieka to: okres noworodkowy, niemowlęcy, wczesnodziecięcy, przedszkolny, szkolny, młodzieńczy, dojrzałości i starzenia się. Każdy człowiek jest zatem na którymś etapie rozwoju osobniczego, a końcem tego rozwoju jest zawsze śmierć osobnika ludzkiego.

W świetle powyższych faktów oczywiste staje się, że nazywanie zarodka lub płodu komórkami/tkanką jest błędem merytorycznym. Komórki lub tkanki to części składowe każdego organizmu, a zarodek czy płód z samej swojej definicji jest całym organizmem, a nie jego częścią. Są powody, żeby wątpić, czy twórczyni obiektywizmu zdawała sobie sprawę, że według obiektywnej nauki, jaką jest biologia, życie osobnika ludzkiego (individual human being) rozpoczyna się w momencie zapłodnienia. W A Last Survey w „The Ayn Rand Letter?, IV, 2, 3 autorka napisała:

If any among you are confused or taken in by the argument that the cells of an embryo are living human cells, remember that so are all the cells of your body, including the cells of your skin, your tonsils, or your ruptured appendix—and that cutting them is murder, according to the notions of that proposed law. Remember also that a potentiality is not the equivalent of an actuality—and that a human being’s life begins at birth.

Nie, droga pani Rand! Życie osobnika ludzkiego nie rozpoczyna się w momencie fizycznego oddzielenia od organizmu matczynego. Nie jesteśmy rozgwiazdami, nie rozmnażamy się bezpłciowo, nie wytwarzamy cebuli ani urwistków. Po zapłodnieniu tworzy się organizm ludzki o nowym, unikalnym DNA, co stanowi obiektywny dowód na jego odrębność od matki. Ludzkie życie rozpoczyna się w momencie zapłodnienia i jest to niepodważalny biologiczny fakt.

Warto tu zaznaczyć, że wbrew temu, co mógłby sugerować ten termin, „prawa człowieka” w obiektywizmie nie dotyczą każdego człowieka, lecz tylko jednostek ludzkich spełniających określone kryteria. Jednostki te mają status „osoby ludzkiej”. Obiektywiści w tym miejscu zazwyczaj stwierdzają, że zagadnienia osoby ludzkiej oraz jej prawa do życia nie mogą być rozpatrywane na gruncie biologii, lecz jedynie filozofii prawa. Nieodmiennie dziwi mnie zatem, że wysnuwają argument zawarty w punkcie pierwszym, bawiąc się w określenia takie jak „zlepek komórek” czy „tkanka”, podczas gdy sami uważają, że status biologiczny nie ma dużego znaczenia przy tych etycznych rozważaniach.

2. Zarodek/płód, mimo że jest człowiekiem, nie ma praw, ponieważ nie jest osobą ludzką. Prawa dotyczą tylko osób ludzkich, które są w stanie przeżyć przy pomocy rozumu. Płód jest tylko potencjalną, a nie aktualną osobą.

Źródłem prawa do życia osoby ludzkiej jest jej natura racjonalnej istoty. Rozum jest więc warunkiem koniecznym do przyznania człowiekowi praw. Czy jednak możliwe i właściwe jest przyznanie praw jedynie osobom AKTUALNIE posługującym się rozumem? Rozum to zestaw zdolności (operowania abstrakcyjnymi pojęciami, analitycznego myślenia, wyciągania wniosków na podstawie danych) właściwy na Ziemi tylko jednemu gatunkowi – człowiekowi. Rozum jest umiejętnością, a nie fizycznym obiektem, nie jest organem. Czy można w takim razie powiedzieć, że człowiek pogrążony w twardym śnie, człowiek, który stracił przytomność (na przykład w wyniku nagłego zatrzymania krążenia), człowiek, który zemdlał z jakiegokolwiek innego powodu, jest pod wpływem narkotyku, alkoholu lub zapadł w śpiączkę – jest aktualnym użytkownikiem rozumu? Nie, taki człowiek jest jedynie potencjalnym użytkownikiem rozumu, to znaczy: gdy odzyska przytomność, będzie mógł myśleć, planować i dążyć do szczęścia jako racjonalna ludzka istota. Aktualnie nie posługuje się rozumem, nie ma kontaktu z rzeczywistością, nie decyduje o swoim życiu i nie jest w stanie go bronić. Czy to znaczy, że nie ma on prawa do życia, czyli że można go uśmiercić?

Ktoś mógłby w tym miejscu rzec, że osoba – raz już osiągnąwszy umiejętność rozumowania i tym samym nabywszy prawa jednostkowe – już nigdy nie może być ich pozbawiona. W takim razie dlaczego obiektywiści przyznają prawo do życia dzieciom – i to już w momencie urodzenia? Do drugiego roku rozwoju postnatalnego dzieci charakteryzuje myślenie sensoryczno-motoryczne, właściwie zwierzętom. Dopiero u trzylatka zaczyna się rozwijać myślenie abstrakcyjne, a w pełni funkcjonuje ono około piętnastego roku życia. Nie ma więc innego sposobu na przyznanie dzieciom pierwszego podstawowego prawa – prawa do życia – niż założenie, że one już mają naturę racjonalnej istoty, mimo braku aktualnej zdolności rozumowania. Absurdem jest twierdzenie, że płód czy zarodek w przeciwieństwie do urodzonego dziecka tej natury nie posiada, gdyż dziecko tak samo jak płód jest zaledwie potencjalnym, a nie aktualnym posiadaczem rozumu. Są dwa logiczne wyjścia z tej sytuacji. Pierwsze to uznanie, że dzieci do pewnego wieku, a także płody i zarodki nie mają praw, lecz są własnością swoich rodziców – na takiej samej zasadzie, jak własnością ludzi są zwierzęta. To implikuje dopuszczalność (i moralność) takich działań, jak zabijanie, hodowla (na przykład w celu pozyskiwania narządów i tkanek), a nawet zjadanie ludzkich zarodków, płodów oraz małych dzieci. Drugie wyjście – to przyznanie praw im wszystkim.

Wyłączając na chwilę z rozważań kolejne argumenty zwolenników aborcji, mające wyolbrzymić różnice pomiędzy płodem a dzieckiem już urodzonym (rozprawię się z nimi w następnych punktach), spróbuję teraz poszukać odpowiedzi na pytanie, dlaczego obiektywiści tak chętnie przyznają prawa dzieciom. Dzieci przecież aktualnego rozumu nie mają: nikt chyba nie sądzi, że dziecko pozostawione samo sobie przeżyje, posługując się rozumem, a zatem nie jest mu również potrzebne prawo do życia będące gwarancją swobody działania przy pomocy rozumu, który umożliwia właśnie samodzielne przetrwanie. Gdyby obiektywiści faktycznie uważali, że tylko osoby żyjące przy pomocy rozumu mają prawa, to musieliby powiedzieć: dzieci nie mają prawa do życia, ponieważ nie mają rozumu – nie przeżyłyby samodzielnie bez żerowania na dorosłych, dlatego mamy moralne prawo je uśmiercać. Jednak – zamiast głosić takie opinie – obiektywiści są zdania, że rodzice mają obowiązek opieki nad dzieckiem lub przekazania tego obowiązku komuś innemu, w żadnym wypadku nie mają jednak prawa zabić dziecka. Myślę, że jest tak, ponieważ dla obiektywistów etycznym wzorcem wartości jest ludzkie życie. Oczywisty jest fakt, że dziecko, gdy podrośnie, nabiera rozumu i jest od tej chwili zdolne do samodzielnego życia i pogoni za szczęściem. Nie jesteśmy zwierzętami, nie żyjemy chwilą i możemy przewidzieć odległe skutki naszych działań. Zabijając małe, niesamodzielne dziecko, unicestwiamy jego potencjał, zalążek jego rozumu wraz ze wszystkimi owocami, które mógłby wydać w przyszłości. Obiektywiści przyznają prawa dzieciom ze względu na ich przyszły rozum.

Żeby zachować konsekwencję, prawo do życia powinno być przyznane każdemu człowiekowi, który ma przed sobą chociażby jeszcze jedną minutę życia jako świadoma, racjonalna istota. Należałoby objąć ochroną nie tylko dzieci, lecz także płody, zarodki i osoby ciężko chore, nieprzytomne, które mają jednak jeszcze szanse odzyskać świadomość. Nie należałoby natomiast obejmować ochroną płodów i zarodków chorych czy uszkodzonych w takim stopniu, że nie mają żadnych szans na dożycie momentu rozwinięcia się świadomości czy jakichkolwiek zdolności rozumowych, a także chorych, o których wiadomo, że już nigdy nie odzyskają przytomności.

Na koniec tego punktu przytoczę jeszcze jeden często używany argument, za pomocą którego zwolennicy aborcji próbują uzasadnić moralność zabijania ludzi, którzy jeszcze nie posługują się rozumem. Proaborcjoniści uważają, że – skoro każdy człowiek z całą pewnością będzie w przyszłości martwy – zgodnie z logiką obrońców życia byłoby uzasadnione traktowanie ludzi jak martwych jeszcze za ich życia, a więc byłoby moralne na przykład pochowanie kogoś żywcem. Analogia ta jest fałszywa, ponieważ tym, czemu ma służyć moralność, jest ludzkie życie, a nie śmierć. Każde działanie, którego efektem jest skrócenie ludzkiego życia, jest niemoralne.

3. Zarodek/płód, mimo że jest człowiekiem, nie posiada natury racjonalnej istoty, ponieważ w odróżnieniu od dziecka nie rozwija jeszcze swojego rozumu. Ten proces może się rozpocząć dopiero po opuszczeniu ciała matki, kiedy człowiek zostaje skonfrontowany z otoczeniem, które poznaje zmysłami, co umożliwia mu tworzenie konceptów.

Argumentujący w ten sposób popełniają dwa zasadnicze błędy. Po pierwsze, dokonują fałszywego rozróżnienia na ciało matki oraz świat zewnętrzny, tak jakby ciało to nie było częścią rzeczywistości i nie mogło zostać zbadane zmysłami. Po drugie, zakładają, że płód nie posiada żadnej percepcji, jest zamknięty w otoczeniu, gdzie żadne bodźce ze świata do niego nie docierają, a zmysły zaczynają działać dopiero po urodzeniu. Tymczasem prawda jest zupełnie inna. Zmysły człowieka wykształcają się i są aktywnie używane już we wczesnym życiu płodowym.

Rozwój zmysłu dotyku rozpoczyna się w 7 tygodniu po zapłodnieniu, od okolicy warg, a w 15 tygodniu wrażliwe na dotyk jest już całe ciało płodu (z wyjątkiem boków i czubka głowy, co chroni płód przed bólem w czasie porodu, gdy okolice te są uciskane). Dzięki zmysłowi dotyku płód bada swoje ciało, pępowinę oraz ścianę macicy. Ćwiczy koordynację ruchową, przez pierwsze dwa trymestry ciąży jest bardzo aktywny, pływa w macicy i odpycha się od jej ścian. Dopiero w trzecim trymestrze, gdy wypełnia już całą macicę, uspokaja się i przez większość czasu jest pogrążony we śnie. Od 14 tygodnia płód czuje smak wód płodowych, które połyka, a który zależy od diety ciężarnej. Jeżeli smak ten jest przyjemny, słodki, płód połyka nawet dwukrotnie więcej wody. W tym czasie kształtują się preferencje smakowe, uwidaczniające się w późniejszym życiu. Zmysł węchu także pojawia się przed urodzeniem, dziecko pamięta z życia prenatalnego zapach swojej matki. Do 22 tygodnia po zapłodnieniu słuch płodu jest już wykształcony. Głośne i nieznane dźwięki powodują u płodu przyspieszone bicie serca i niepokój ruchowy, jednak po kilkukrotnym usłyszeniu tego samego hałasu płód go zapamiętuje i bodziec staje się dla niego obojętny. Dowodzi to istnienia pamięci i obecności procesu uczenia się już w życiu płodowym. Najwyraźniej słyszane i najlepiej zapamiętywane przez dziecko dźwięki z życia prenatalnego to bicie serca oraz głos matki, na co dowodem jest fakt, że noworodek odróżnia głos matki od innych głosów, a nawet brzmienie ojczystego języka od brzmienia innych języków, a na odgłos bicia serca się uspokaja. Jako ostatni ze zmysłów kształtuje się wzrok. Powieki płodu otwierają się w 24 tygodniu życia. Ponieważ część światła dociera do płodu poprzez powłoki brzuszne matki (w macicy panuje w ciągu dnia brązowo-pomarańczowy półmrok), jest on w stanie odróżniać panującą na zewnątrz jasność od ciemności. Na strumień światła, np. latarki, skierowany na brzuch, płód może zareagować silnym kopnięciem. Informacje na temat rozwoju prenatalnego można zaczerpnąć m.in. ze strony: www.ehd.org.

Podsumowując, człowiek przed urodzeniem nie tylko ma wykształcone wszystkie zmysły, lecz także posiada umiejętność uczenia się, a z życia prenatalnego wynosi całkiem spory bagaż wspomnień i doświadczeń. Wspomnienia te razem ze wspomnieniami z pierwszych lat po urodzeniu są następnie wypierane, gdy dziecko rozwija myślenie pojęciowe i poznaje słowa. Nie można jednak na tym polu wysnuć poprawnego merytorycznie argumentu za odebraniem prawa do życia dzieciom przed urodzeniem, a zarazem za zachowaniem praw dzieci w wieku poniżej trzech lat. Co najwyżej można w ten sposób argumentować za odebraniem praw wszystkim dzieciom, które nie osiągnęły jeszcze zdolności myślenia pojęciami.

Natalia Leśniak

obiektywizm.pl

Ministerstwo Zdrowia: 10 tys. zł za 3 dni pracy

Minister Bartosz Arłukowicz powołuje kolejnych doradców. Każdy lekarz i pielęgniarka chcieliby dostać taką ofertę. Za trzy dni pracy w miesiącu dostać można nawet 10,5 tys. zł, a kontrakt obowiązywać może aż 6 lat – informuje „Super Express”. Warto dodać, że pięć z dziesięciu osób zasiadających w Radzie do spraw Ratyfikacji wskaże sam minister Arłukowicz.
Czym zajmować się będzie Rada ds Ratyfikacji? Dziesięciu ekspertów podczas 6-letniej kadencji będzie ciałem doradczo-opiniującym, wspomagającym Agencję Oceny Technologii Medycznych i Ratyfikacji (AOTMR). Już sama AOTMR pełni funkcje opiniodawczo-doradcze dla ministra zdrowia, ale – jak widać – potrzebuje wsparcia w postaci grupy ekspertów.
Zadaniem Rady ds. Ratyfikacji będzie „przygotowanie cennika, na podstawie którego Narodowy Fundusz Zdrowia będzie płacić szpitalom za leczenie” – czytamy na se.pl. W skład Rady wejdzie pięć osób wyznaczonych przez ministra Arłukowicza, dwóch przedstawicieli NFZ i troje delegatów z organizacji pacjentów.

 

 

se.pl, niezalezna.pl

Bartyzel: Jedna władza, wiele organów

Rocznica Ustawy Majowej, z drugiej zaś strony nieustające gęganie “obrońców demokracji” o “trójpodziale władz” (teorii nigdy i nigdzie faktycznie nieurzeczywistnionej, bo nieurzeczywistnianej, gdyż zawsze albo legislatywa dominuje nad egzekutywą albo odwrotnie, zaś judykatura nie jest w ogóle żadną władzą), to dobra okazja do przypomnienia koncepcji ustrojowej najwybitniejszego przedstawiciela polskiego konserwatyzmu prawniczego – prof. Władysława Leopolda Jaworskiego (1865-1930).

Oto kardynalne założenia tej koncepcji wyłożone przez autora w jego Projekcie Konstytucji (1928), które znalazły też w dużym stopniu odzwierciedlenie w najlepszej spisanej konstytucji, jaką mieliśmy, czyli tzw. kwietniowej.

Punktem wyjścia jest tu zdefiniowanie państwa jako “bytu idealnego” istniejącego jako “porządek prawny”, który jest urzeczywistniany przy pomocy środków przymusu przez władzę suwerenną (Jaworski łączy zatem ujęcie normatywistyczne z decyzjonistycznym, a więc przekracza spór: Kelsen – Schmitt). Tą władzą, która ów porządek urzeczywistnia jest Głowa Państwa:

Organem, który urzeczywistnia porządek prawny, stanowiący Państwo Polskie, jest wyłącznie Prezydent Rzeczypospolitej. Prezydentowi Rzeczypospolitej służy władza używania środków przymusowych w granicach prawa.

Skoro “w granicach prawa”, to co ogranicza “piastuna władzy” (bo takiego określenia Jaworski również używa)? Co jest “uzewnętrznioną” przez wskazanie w konstytucji normą nadrzędną, pochodzącą spoza normatywności pozytywnej, której nie może ograniczać żadna norma w sensie prawniczym (czyli połączenie dwóch zdań, określających pewne sytuacje za pomocą przymusu)? Otóż tą, transcendentną i wobec prawa pozytywnego, i wobec aktów decyzji suwerena, jest “moralność Chrystusowa”:

Władzę swą wykonywa Prezydent wedle zasad moralności Chrystusowej i nie może być w tym żadną normą ograniczony.

Oczywistą – ale właśnie dlatego, że oczywistą, to nie ma potrzeby zapisywać tego w konstytucji konsekwencją powyższego jest zarówno to, że prezydentem może być tylko chrześcijanin, jak i to, że  W Państwie Polskim działalność państwowa jest przeniknięta przez moralność Chrystusową. Należy jednak zaznaczyć, że nie chodzi tu o  uznanie norm prawa kościelnego (bo te są jedynie prawem pozytywnym Kościoła), lecz norm moralności chrześcijańskiej. Przed czym natomiast zabezpiecza taka norma naczelna?

Prezydent Rzeczypospolitej, który wykonywa swą władzę wedle zasad moralności Chrystusowej, nie podpisze ustawy, która by miała na celu zniszczenie jakiejś klasy społecznej, jakiejś narodowości, która by nakładała pęta wolności duchowej człowieka.

Prezydent posiada szereg tzw. prerogatyw osobistych, to jest aktów niewymagających kontrasygnaty szefa rządu ani odnośnych ministrów. Ma również prawo sankcji wobec ustaw uchwalanych przez parlament.

Co zaś z pozostałymi instytucjami państwa? Czy chodzi tylko o wzmocnienie “władzy wykonawczej”, krępowanej na różne sposoby przez ‘sejmokrację”? Nie: konieczne jest zupełne odrzucenie filozofii zakładającej wielość władz, która implikuje także pojmowanie Głowy Państwa (prezydenta) jako przedstawiciela “władzy wykonawczej” – dublowanej zresztą przez rząd i jego prezesa (premiera). Głowa Państwa jest suwerennym i jedynym podmiotem władzy, wszystkie inne instytucje są natomiast jedynie organami państwa. Doktryna “podziału władz” w ogóle, zdaniem Jaworskiego, nie da się zadowalająco uzasadnić prawniczo, ponieważ jeśli władzę zdefiniować (poprawnie) jako możność użycia środków przymusu dla wyegzekwowania normy prawnej, to legislatywa i judykatura nie mogą być pojęte jako za władza, ponieważ nie posiadają one „w sobie” tychże środków przymusu.

Wszystkie “organy państwa” (łącznie z prezydentem) dzielą się natomiast na: (1) urzeczywistniające porządek prawny oraz (2) kontrolujące urzeczywistnianie porządku prawnego.

Organami urzeczywistniającymi porządek prawny są: Prezydent Rzeczypospolitej, Rząd (przezeń swobodnie mianowany i odwoływany) oraz Samorządy.

Organami kontrolującymi urzeczywistnianie porządku prawnego są: Sejm (składający się z Izby Poselskiej i Senatu – złożonego po części z delegatów samorządów, po części z wirylistów i po części z nominatów Prezydenta), Kontrola Finansowa, Sądownictwo Administracyjne, Trybunał Konstytucyjny, Trybunał Stanu, Sądy Powszechne.

Sejm kontroluje rząd poprzez  uchwalanie budżetu i poboru rekruta, ratyfikowanie umów międzynarodowych, wyrażanie opinii i życzeń pod adresem rządu, w formie uchwał, adresów, deklaracji, rezolucji i interpelacji oraz powoływanie komisji śledczych do badania nadużyć administracji państwowej interpelacje, oskarżanie ministrów przez Trybunałem Stanu oraz uchwalanie votum nieufności wobec ministrów (jednak nie może obalić rządu). Czynnością kontrolną jest również, według Jaworskiego, samo uchwalanie ustaw, ponieważ jest ono tworzeniem kryteriów kontroli.

Szczególnie oryginalną (i zarazem liberalną) komponentą koncepcji Jaworskiego jest uznanie jednostki (obywatela) za organ państwa, jednocześnie urzeczywistniający i kontrolujący urzeczywistnianie porządku prawnego – poprzez akt wyborczy, prawo petycji i stowarzyszanie się.

Burmistrz przeprosił za obrazę żołnierza wyklętego

Po publikacji „Naszego Dziennika burmistrz Hajnówki – Jerzy Sirak – przeprasza za porównanie dowódcy 3. Brygady Wileńskiej NZW kpt. Romualda Rajsa „Burego” do Jürgena Stroopa, zbrodniarza nazistowskiego.

Tamta wypowiedź burmistrza oburzyła mieszkańców jego miasta, którzy przymierzali się już do składania pozwów sądowych w tej sprawie, podobnie jak członkowie Reduty Dobrego Imienia – organizacji stawiającej sobie za cel m.in.dbałość o dobre imię Polski poprzez prostowanie wszelkich nieprawdziwych informacji na temat naszej historii. Dotknięty poczuł się również syn kpt. Rajsa, który podkreślił, że jego ojciec za swoją postawę został odznaczony m.in. Krzyżem Walecznych – jednym z najwyższych odznaczeń wojskowych.

Moją wiedzę o tragicznych wydarzeniach z 1946 roku czerpałem ze wspomnień członków rodzin ofiar oraz raportu IPN. Oczywiście nigdy nie można porównywać tych tragicznych wydarzeń z tym, czego dokonały formacje SS w naszym kraju. Dlatego też moje porównanie było nieuprawnione. Przepraszam rodzinę Burego, jego podkomendnych i ich rodziny – tak brzmi fragment listu przysłanego redakcji ND przez burmistrza.

Źródło: Solidarni2010.pl

Papież Franciszek: potrzeba pomoc humanitarna dla Syrii

Papież Franciszek zaapelował w niedzielę o pomoc humanitarną dla ludności Syrii i polityczne rozwiązanie konfliktu. Podczas spotkania z wiernymi na modlitwie Anioł Pański wezwał wspólnotę międzynarodową, by doprowadziła strony konfliktu do stołu rokowań.

Zwracając się w południe do wiernych papież powiedział: „Z głębokim niepokojem śledzę dramatyczny los ludności cywilnej, uwikłanej w gwałtowne walki w umiłowanej Syrii i zmuszonej do porzucenia wszystkiego, by uciec od grozy wojny”.

– Pragnę, ażeby ze szczodrą solidarnością udzielono niezbędnej pomocy, by zapewnić ludności przeżycie i godność, i apeluję jednocześnie do społeczności międzynarodowej, aby nie szczędziła wysiłków i niezwłocznie doprowadziła strony konfliktu do stołu rokowań – oświadczył papież Franciszek.

Wyraził przekonanie, że tylko polityczne rozwiązanie konfliktu będzie w stanie zagwarantować przyszłość pod znakiem pojednania i pokoju.

Papież wezwał wiernych, by gorąco modlili się za ten „umiłowany i umęczony kraj”. Wraz z papieżem Franciszkiem wierni odmówili modlitwę za Syrię.